piątek, 7 sierpnia 2015

Kariera blogera i żebrolajki

Kosmiczna ilość komentarzy pod poprzednim wpisem uzmysłowiła mi, że miłość do bloga trwa tak długo, jak dobra jest ostatnia notka.
Nie pomogły tanie sztuczki, epatowanie (cudzą) goliznąoferowanie ziółek w celach nieleczniczychcelebrytki, i alkohol w dużych ilościach.

Trzeba wytoczyć potężne działa w celu nakarmienia czytelnika fascynującymi treściami.
Mogą to być np.: słodkie kotki. Kto nie kocha koteczków?
ten kotecek, pasowałby mi i do dywanu i do charakteru, do wnętrza, czyli :)

Ja nie kocham, więc może dzieci?
Najlepiej śpiące.

Dywan (wyprany), synek (brudny), podkładka (na stół, nie pod synka). 
Jak widać, dzięki oszałamiającej karierze wnętrzarki, poczyniłam niebywałe postępy nie tylko w ciekawym pisaniu notek, lecz także w niebanalnej aranżacji wnętrz.

Wszędzie dostrzegam udane kompozycje, głownie jednak na cudzych blogach, które z neofickim zapałem czytuję nocami.

Nie bójcie się zatem o swoje blogowe kariery, komentujcie, a chyżo!

p.s. wolicie koty czy psy? (czy to, co się lepiej komponuje na zdjęciach?)


12 komentarzy:

  1. Bycie blogerem jest trudniejsze niż się wydaje - nie każdy jest Kasią Tusk, która drugiego dnia po założeniu bloga dostaje darmową reklamę na wszystkich pudelkach tego kraju ;)

    Najgorszy jest właśnie ten brak komentarzy, kiedy spędziło się nawet i kilka dni, tworząc notkę, a tu nikt nawet nie napisze nawet "spoko" ;)
    Jakby co, to poprzedni wpis czytałam i piszę z opóźnieniem - BARDZO SPOKO ta Twoja łazienka! :)

    A wolę koty - psów się panicznie boję od dziecka, kilka razy zostałam przez różnego rodzaju psy zaatakowana, bo np. "tylko chciał się pobawić moją opaską do włosów" (WTF?). Moja sublokatorka nie znosiła kotów, dopóki nie zamieszkała u mnie i w drodze do Ikei nie znalazłyśmy wyrzuconego dwutygodniowego kociaka, którego zabrałyśmy do domu. Teraz wolne chwile spędza oglądając kotki w Internetach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaa to "spoko" ;-)
      prawdopodobnie rodzimy się z kocim albo psim genem :)
      ja lubię koty, ale tylko, te, które są moje. Cudzych nie lubię. Hm, to w sumie tak, jak dzieci. Też lubię tylko swoje :D

      Usuń
    2. Moja mama zawsze powtarzała, że nie znosi bachorów, nno ale własne to co innego ;)

      Usuń
  2. Hej, Kot boski ,dzieciak też. Dywan mega !
    ja tam lubię zagladać do Ciebie :)

    buźka

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziecko wygrywa z kotem i psem :) (bardzo ładne zdjęcie!) ...chociaż dzieci mam dosyć, tzn. wystarczająco dużo ;) Wolę koty, bo ciągle się myją i o ile nie strzelają pawia robakami, to są bardzo spoko

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej, paw z robaków? Brzmi super!
    Ja chyba w takim razie w ogóle nie lubię zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja wiem! Ten brak komentarzy pod poprzednim postem to jest efekt zwany "odebrało mi mowę" :D. Pięknie u Ciebie, że zatyka. Pewnie niektórych z zazdrości :-). Ot co.
    Ja kocham koteczki, ale odkąd przez własnego o mało nie doszło do rozwodu (też własnego), trochę me uczucia stężały. i do kotów i do męża :P Nie na tyle jednak, by w piątek, objuczona jak wielbłąd (nihil novi ehh), nie powrócić. do męża. i do kota ;-). Mam nadzieję, że szczęśliwie i, że wszystko com nazbierała/nakupowała dotrze bez uszczerbku.
    Dzieci kocham swoje. Dziecko. Cudze jak są fajne i mądre (nie muszą być grzeczne) lubię. W umiarkowanych ilościach :D.
    U mnie wnętrzarsko od trzech lat stabilizacja, którą bardzo sobie chwalę. Wybrałam i się czymam ;-) obranego kierunku, w dodatku bardzo w zgodzie z samą sobą, bo nie, że w myśl "powinnam być konsekwentna" - nie zniosłabym konwekwencji wbrew sercu :-). Ale też miałam przez "chwilę" dysonans poznawczy w tym temacie :-). Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak mi smutno, że się nie spotkałyśmy na polskiej ziemi, a tak mi wesoło czytać Twój komentarz :)
      Niecierpliwie czekam na relację z Polski :)

      Usuń